20.05.2013
Aniu. Aneczko.
Urodziłaś się jako trzecia. Mama opowiadała, że z lękiem czekała w szpitalu na reakcję naszego taty, no bo to trzecia już córka…
Ale Ojciec przyjechał pod szpital wołgą, ze swoim bratem, aby Was odebrać, pełen radości, i powiedział, że mamy teraz Wiarę, Nadzieję i Miłość. Trzy cnoty teologalne. Tą miłością stałaś się Ty.
Kłopotów z Tobą żadnych nie było. No bo dobrze się uczyłaś, byłaś grzeczna, i jak to zazwyczaj bywa z dziewczynami – dbałaś o porządek w swoim kącie. Może jedynie ćwiczenie gry na skrzypcach nie zawsze było radością dla naszych uszu… Ale tak jest z każdym instrumentem w pełnym ludzi domu. Zawsze dużo mówiłaś, ale przyjemnie się tego słuchało.
Jako starsza o dwa lata siostra odprowadzałaś mnie do szkoły muzycznej i czekałaś na mnie, abyśmy mogli razem bezpiecznie wrócić do domu. Dziękuję Ci za to.
Nasze dzieci bardzo Cię lubiły, bo w czasie rodzinnych spotkań zawsze im zapewniałaś jakieś rozrywki logiczne, a kiedy raz przegrałaś z nimi zakład, postawiłaś naszym chłopcom lody. Pamiętają te lody.
Wielokrotnie doświadczyliśmy od Ciebie i Włodka pomocy. Bezinteresownej pomocy. I nie tylko my. Za to także jesteśmy wdzięczni.
Zawsze zapracowana, między kuchnią a suszarką na pranie, między żelazkiem i torebkami na drugie śniadanie. W przetworach, prasowanych firankach, odprowadzaniu dzieci, koszeniu trawy w Berezowie, odkurzaniu. Ale właśnie taka skromna i monotonna często służba, tak jak posługa ewangelicznej Marty, wynika z miłości dla tych, dla których się ją wykonuje. I jest wspaniałą lekcją takiej czynnej miłości.
Ale byłaś jednocześnie ewangeliczną Marią. Razem z Włodkiem tworzyliście dom pełen Boga, otwarty na rozmowy o teologii czy chrześcijaństwie. Było w Twym życiu dużo modlitwy, wiemy o tym, i za wszystkie westchnienia w naszej intencji Ci z serca dziękujemy.
Ale przede wszystkim pragnę podziękować Ci za twoją miłość i twój uśmiech. Najpierw do nas, potem do Włodka, później do Twoich dzieci i wnuków. Miłość rozdawałaś, ale i dużo jej otrzymywałaś od najbliższych, widzieliśmy to, aby móc znowu nią szafować.
Dla mnie, Aniu, jesteś osobą świętą. Twój dyskretny heroizm wypełniania codziennych obowiązków i bez słowa skargi czy żalu znoszonej choroby i cierpienia był wystarczającym świadectwem.
O Twojej pogodzie i uśmiechu pamiętamy wszyscy, bo towarzyszył Ci on nie tylko w radosnych chwilach, ale i w momentach bólu i cierpienia. I taka zostaniesz na zawsze w naszej pamięci. Pełna pogody, życzliwości, miłości i uśmiechu. Dziękujemy Ci, Aniu. I nadal pamiętaj o nas.
Aniu, i jeszcze krótki wiersz Norwida, próbujący zdefiniować sytuację, w której się teraz znaleźliśmy.
DO ZESZŁEJ
NA GROBOWYM GŁAZIE
Sieni tej drzwi otworem poza sobą
Zostaw — — wzlećmy już dalej!...
Tam, gdzie jest Nikt i jest Osobą:
— Podzielni wszyscy, a cali!...
Tam — milion rzęs, choć jedną łzą pokryte;
Kroć serc łkających: „Gdzie Ty?"
Tam — stopy dwie, gwoźdźmi przebite,
Uciekające z planety...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Tam — milion moich słów; tam — lecą i te.
Adam Cedro, brat